czwartek, 15 lipca 2010

Wodzisław Śląski

Grzegorz Meisel z wodzisławskiego Stowarzyszenia "Jerusza-Dziedzictwo" przyjechał na spotkanie w będzińskiej Fundacji "Brama Cukermana" opowiedzieć o swoim miasteczku. Wodzisław Śląski przed wojną nosił nazwę Loslau i szczególnie silne wpływy miała tu endecja. Po wygranym przez Polskę plebiscycie niemal wszyscy wodzisławscy Żydzi wyjechali czując, że nie ma dla nich tam miejsca. W latach 50-tych wodzisławski cmentarz żydowski został doszczętnie rozebrany z macew (które posłużyły m.in.do budowy dróg), kości pochowanych tam Żydów zepchnięto do dołu wykopanego przed bramą i zalano asfaltem, a na ich miejscu pochowano radzieckich żołnierzy, poległych w czasie wojny i spoczywających dotąd na wodzisławskim rynku. Cmentarz radziecki istnieje do dziś, do dziś też żydowscy wodzisławianie spoczywają przed bramą, w miejscu, gdzie obecnie jest niewielki parking. "Jerusza", założona przez mieszkańców Wodzisławia i do nich kierująca swoje działania, powstała po to, by dopominać się o pamięć po żydowskich sąsiadach. To trudne zadanie i żmudna, wymagająca niezwykłej delikatności i uporu praca. Jednym z celów Jeruszy jest postawienie na wspomnianym parkingu pomnika, upamiętniającego pochowanych pod nim ludzi. 

Jednak nie o sam pomnik tutaj chodzi – ten można było już postawić dawno wspierając się dotacją z Unii Europejskiej. Bardziej zależy nam na tym, by sami mieszkańcy pod wpływem refleksji ufundowali ten pomnik. By wyrażał on pewnego rodzaju przemianę w mentalności, która doprowadziła do tego, że prawie nikt już nie pamiętał o kirkucie, ani o miejscowych Żydach"  -  piszą na stronie www.jerusza.org twórcy stowarzyszenia.














poniżej - dwie odnalezione to dej pory macewy z wodzisławskiego cmentarza żydowskiego, obecnie znajdują się w tamtejszym muzeum





Dokumentacja w Kocku

Kock ma już swoją własną historię powrotu macew. Jakiś czas temu Paweł Szczotka, nauczyciel historii w kockim gimnazjum, poprosił swoich uczniów o pomoc przy przenoszeniu macew na lokalny cmentarz żydowski. Odnalazło się wówczas i wróciło na kirkut około 10 nagrobków. Na razie stoją oparte  drzewa, Paweł zastanawia się nad możliwością zbudowania dla nich lapidarium. Program Edukacyjny w tym przypadku jest więc kontynuacją tego, co już się w Kocku zadziało - mamy nadzieję, że odnajdą się kolejne macewy i będzie je można na stałe zabezpieczyć na cmentarzu. Historia samego kirkutu jest z resztą niezwykle ciekawa. Za PRLu jego teren zalesiono - teraz przypomina  dziki park, gdzieniegdzie tylko spod liści wystają macewy, na niektórych zachowały się wciąż ślady polichromii. Kilkanaście lat temu ktoś - podobno Żyd z Ameryki, którego krewni pochowani są na kockim kirkucie, ufundował ogrodzenie i klucze do bramy przekazał gospodarzowi, którego dom sąsiaduje z cmentarzem. Kocki Program Edukacyjny koordynują, we współpracy z Pawłem Szczotką,  Kinga Kulik i Sylwia Dmowska, które m.in. zbudowały z kocką młodzieżą makietę ich miasteczka.