wtorek, 2 listopada 2010

O Programie Edukacyjnym "Instrukcja Powrotu" w Gazecie Stołecznej

Zapraszamy do lektury wywiadu Agnieszki Kowalskiej z Dorotą Borodaj i Martą Białek-Graczyk

Instrukcja powrotu macewy

Rozmawiała: Agnieszka Kowalska
2010-11-01, ostatnia aktualizacja 2010-11-01 19:08

- Od lat w całej Polsce lokalni aktywiści działają na rzecz przywracania pamięci o żydowskich sąsiadach. Patrzą w przyszłość. Uważamy, że trzeba wspierać takie działania - mówią animatorki, które prowadzą program edukacyjny towarzyszący wystawie "Macewy codziennego użytku".

Zdjęcia Łukasza Baksika, który jeździ po Polsce i fotografuje różne sposoby wykorzystywania żydowskich nagrobków, można oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej. Pokazuje, jak w czasie II wojny i po wojnie Niemcy i Polacy budowali z macew drogi, budynki gospodarcze, ogrodzenia, mosty. Równolegle Towarzystwo Inicjatyw Twórczych "ę" prowadzi w dziesięciu miejscowościach program edukacyjny, tworząc z lokalnymi aktywistami "Instrukcje powrotu macewy". Dla każdej miejscowości inną. Tak by mieszkańcy wiedzieli, co zrobić, gdy potkną się o macewę.

Agnieszka Kowalska: Mieliście wątpliwości, czy Łukasz Baksik powinien podpisywać swoje fotografie nazwami konkretnych miejscowości. Dlaczego?

Dorota Borodaj: Niektórzy animatorzy biorący udział w projekcie uważali, że to może utrudnić ich pracę w lokalnych środowiskach. Obawiali się, czy nie odniesie to odwrotnego skutku, jeśli tak wyraźnie wskażemy palcem kilka miejsc na mapie wśród setek, w których istnieje ten problem. Że sensacyjność wyjdzie na plan pierwszy. Trzeba pamiętać, że za tym, co jest na zdjęciach Łukasza, stoją bardzo różne historie: zła, którego się trzeba wstydzić, ale też niewiedzy, braku pomysłu, co z tymi macewami zrobić.

Jednocześnie uważamy, że ta wystawa jest bardzo potrzebna, mocna. Jeździliśmy razem po Polsce i przekonaliśmy się, że dla Łukasza cel tej podróży nie jest artystyczny. Jest nim powrót macew, wprowadzenie realnej zmiany.

Jego fotografie zachęciły was do ponownego podjęcia tematu?

Marta Białek: Tak, ale robimy to już od dawna. Pierwszy projekt, jaki w ogóle zrealizowaliśmy jako Towarzystwo w 2002 r. - "Ballada o Szydłowcu" - dotyczył właśnie pamięci polsko-żydowskiej. Potem przez trzy lata współtworzyliśmy program "Dla tolerancji". Badaliśmy teren, wspieraliśmy lokalnych animatorów aż w 77 projektach, zbudowaliśmy sieć kontaktów. Teraz z niej skorzystaliśmy. Wybraliśmy dziesięć miejscowości.

Jak? Idąc tropem zdjęć?

M.B.: Nie. Część lokalnych działaczy sama nas znalazła. Do niektórych my się zwróciliśmy, wiedząc, że ta praca z żydowską pamięcią już u nich trwa. Na razie pomagamy tam, gdzie możemy się przydać. Tu trzeba delikatności. To długotrwały proces likwidowania tabu, które narosło wobec polsko-żydowskiej historii. Inaczej jest, gdy Żydzi nagle zniknęli, inaczej, gdy mieszkańcy obserwowali żydowskie getto w swojej miejscowości albo byli świadkami zbiorowych egzekucji. Dlatego tak różnie ludzie reagują, gdy widzą zdjęcia "macew codziennego użytku".

Co proponujecie?

D.B.: Razem z ekspertami i w oparciu o doświadczenia lokalnych animatorów wymyśliliśmy proste narzędzie - instrukcję powrotu. Stawiamy tablice na rynku, drukujemy plakaty, ulotki z informacją, co można (z naciskiem na "można", a nie "trzeba") zrobić, jeśli chce się pomóc w powrocie macew na cmentarz. Jest tam numer telefonu do konkretnej osoby w danej miejscowości, adresy miejsc, gdzie można zostawić macewy. Wyjaśniamy w przystępny sposób, dlaczego tak wiele ich zniknęło z żydowskich cmentarzy i dlaczego powinny tam wrócić. Ulotki zostawiamy w urzędach, księża wywieszają je na tablicach ogłoszeń, dziennikarze piszą w lokalnej prasie. Oswajamy z tematem.

Jest już efekt?

- Tak. W Międzyrzecu Podlaskim pierwsze odzyskane macewy zostały zabezpieczone na cmentarzu. Niemcy w czasie wojny zburzyli tam synagogę, wywieźli tablice z kirkutu i zbudowali z nich drogę w lesie (zdjęcia tej drogi są na wystawie Łukasza). Lokalnym działaczom z ochotniczej straży pożarnej udało się już przenieść fragment tej siedmiokilometrowej drogi. W Milejczycach na Podlasiu dzięki staraniom dyrektorki ośrodka kultury urząd gminy dał materiały, opłacił robotników, zostało zbudowane lapidarium, w którym jest miejsce na kolejne macewy.

Akcja trwa, relacje z naszych działań na bieżąco zamieszczamy w blogu instrukcjapowrotu.blogspot.com, na pewno zachęcą do kolejnych działań.

A Warszawa? Tu ten problem też istnieje. Próbowaliście go dotknąć?

- To jest bardzo trudne. W mniejszych miejscowościach ludzie biorą odpowiedzialność za swoje otoczenie. Tu mogą przejść obojętnie. Łukasz zachęcał lokalnych animatorów z całej Polski, by pojechali do parku Szypowskiego na Olszynce Grochowskiej i zobaczyli tę pergolę zbudowaną z macew. Żeby przekonali się, że Warszawa w niczym nie ustępuje, jeśli chodzi o skalę tego problemu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz